Z punktu A do punktu B.

Dokumentacje podróżne Polski

Coś być musi, coś być musi do cholery za zakrętem!
Przemysław Gintrowski

 

Roland Barthes przypisał fotografii niezbywalną treść wspólną dla każdego zdjęcia: to-co-było. W większości przypadków twórcy wydają się zawczasu wiedzieć, co zobaczą w obiektywie, co zechcą uwiecznić. W relacjach wielu fotografów często słyszymy wręcz o tworzeniu zawczasu swoistej check-listy obiektów i lokalizacji potrzebnych do zrealizowania projektu.

W prezentowanych przez nas cyklach to zogniskowanie na przedmiot nie wydaje się być zbyt precyzyjne. Sądzę, że każdy z nas chciał udokumentować jakąś szerszą prawdę o przestrzeni i czasie, w których żyjemy i codziennie się przemieszczamy. Z racji naszego pochodzenia – padło na Polskę.

Ruszając z pewnego punktu A i zmierzając do odleglejszego B wprowadziliśmy się w pewną ciągłość – liniowość – sytuację nietypową dla fotografii, która ma raczej wrodzoną skłonność do wycinkowości, ułamkowości, czasem wręcz redukując przekaz do punctum. Poprzez setki (czasem tysiące!) przebytych kilometrów wzdłuż i po drodze nadaliśmy opisywanej przestrzeni spójność. Rzeki przestały być zlepkiem podłużnych jeziorek, do których brzegu przybywamy (808,2km, Waldemar Śliwczyński; Dopóki. Wisła, Wojciech Sternak), surrealistyczne blaszane konstrukcje przestały być dziwacznymi efemerydami dopytującymi o swój sens (Niespodziewane sytuacje, Zbigniew Tomaszczuk), autostrada przestała być zbiorem rozłącznym przystanków i przydrożnych barów (Jedynka, Maciej Rawluk). Przywrócenie linearności przedmiotom w erze ich cyfrowej kwantyzacji pozwoliło opowiadać przestrzeni samej o sobie, nawet jeśli przez indywidualny pryzmat każdego z autorów. Niespieszność tych przebytych dróg sprawia również, że czas w nich płynie jakoś inaczej. Polska lat odległych i minionych miesza się z tą najbardziej współczesną.

 

 

Cztery prezentowane projekty pokazują Polskę w różnej skali, w różnych powiększeniach. Widzimy to nie tylko po charakterze odbitek, ale też w formach zogniskowania na treści. Skupiają się na lokalnej, dzielnicowej aberracji, przyglądają się dwóm wielkim polskim rzekom oraz na niegdyś naszej najdłuższej trasie północ-południe – starej jedynce. Sądzę, że zaczęliśmy opowiadać o Polsce przez pryzmat podróży, nie zawsze wiedząc co przydarzy się nam po drodze, co pojawi się za kolejnym zakrętem. Ale wiedzieliśmy, że coś tam będzie – choćby po to, by mogło zaistnieć na fotografii.

Wojciech Sternak